Kapitalista Fiodor Dostojewski

2010-10-05 13:02

"Powieściopisarstwo w XIX wieku było właściwie sztuką komercyjną i nawet najwięksi pisarze - Dickens, czy Dostojewski - musieli zarabiać na życie, pisząc i nie mogli być tym samym obojętnymi na preferencje publiczności. W rzeczywistości nauczyli się poświęcać dużo uwagi temu, jak ich czytelnicy reagowali na to, co stworzyli, a metoda publikowania powieści w częściach dała im możliwość bycia z gustami czytelników i ich potrzebami na bieżąco. (...) Wiemy, że w obecnie popularnych telewizyjnych "operach mydlanych" bohaterowie czasami są przez scenarzystów "odstrzeliwani", jeśli badania oglądalności pokazują, że te postacie nie cieszą się popularnością wśród widzów. Dziewiętnastowieczni pisarze działali podobnie - obserwowali dane dotyczące sprzedaży kolejnych odcinków ich powieści, mogąc w ten sposób wyczuć, co w ich powieściach wzbudza szczególny entuzjazm, którym wątkom i postaciom poświęcić więcej miejsca..." Paul A. Cantor

Ta uwaga Cantora jest niezwykle ciekawa w kontekście zaniku zjawiska, jakim jest pisanie powieści w częściach. Przypuszczam, że w literackich bardzo niszowych periodykach, ten zwyczaj może być jeszcze kultywowany, jednak nawet jeśli jest, to ma on zupełnie inny, o wiele mniej doniosły wymiar. Z prostego powodu - tutaj praktycznie nieistotny jest czynnik popytu. Takie periodyki mają małą grupkę stałych odbiorców, więc trudno zmierzyć, czy im się dany fragment podobał, czy nie, skoro czasopismo i tak kupią.

Nad tym, jakie znaczenie miało publikowanie powieści w częściach w XIX wieku można się zastanawiać, gdy uświadomimy sobie, że wiele z nich stało się tą najklasyczniejszą klasyką literuatury. Nie tylko Dickens, Dostojewski, czy Tołstoj publikowali najpierw odcinki swoich powieści, nie szukajmy daleko. Myśmy mieli na przykład Sienkiewicza, który swoje "Quo vadis" publikował na łamach "Gazety Polskiej", i chyba "Dziennika Poznańskiego", czyli pisemek bardzo jak na tamte czasy popularnych. Oczywiście tutaj, jak to bywa przy periodykach ukazujących się z dużą częstotliwością, wahania sprzedaży można było z łatwością obserwować.

W ostatecznych już (całościowych) edycjach swoich książek pisarze bardzo często zmieniali to, co pierwotnie ukazało się na łamach prasy. Robili to pod wpływem krytyki literackiej, uwag pochodzących konkretnych osób np. z grona przyjaciół, albo nadsyłających listy czytelników, czy po prostu pod wpływem wskaźnika "poczytności". Często dzięki temu, że proces pisania był w ten sposób znacznie przedłużony, zauważali nieścisłośći i niespójności w swoich utworach i poprawiali je. Dodatkowo, jak zauważa Cantor, czasami zmieniali fundamentalne koncepty, ważnymi osobami czyniąc postacie z początku nieistotne, bądź ważnymi wątkami te, do których oni sami na początku nie przykładali wagi.

To, o czym piszemy było niczym innym, a procesem spontanicznego tworzenia się dzieła sztuki przy wykorzystaniu mechanizmów... wolnego rynku. Powinno dać to do myślenia tym, którzy sądzą, że to, co masowe musi być złe. Teraz mamy zatrzęsienie książek, a jakoś nie zauważyłem takiej, która mogłaby równać się choćby z takim "Idiotą" Dostojewskiego...

Komentarze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz